piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 10 "Kolejna obietnica"

Caroline Parker
Kilka dni po obudzeniu się wyszłam ze szpitala. Jednak musiałam dalej leżeć na łóżku u siebie w pokoju. Jack odwiedzał mnie codziennie, czasami zostawał na noc, pomagając mi zasnąć, ale cały czas szukał chłopaka, który mnie postrzelił. Ukrywał przede mną wszystko, łgał cały czas, mówił, że to tylko sprawy gangu. Bianka już dzisiaj miała wyjechać do Rosji, jej pobyt tutaj się kończył. Namawiałam razem z Loganem, żeby tata też pojechał. Nie zgodził się, sądził, że nie zostawi już nas, jak kiedyś. Chciał się nami opiekować, na prawić to co powinien robić po śmierci mamy, a on zatopił się w żałobie. Nie myśleliśmy tak. Kochaliśmy go, on nam tylko został. Nie byliśmy źli, że nie zwracał na nas zbyt dużej uwagi, nie oczekiwaliśmy, żeby teraz miał się nami opiekować.
2 godziny przed odlotem Bianki ojciec przyszedł do mnie z tabletkami, które musiałam zażywać. Połknęłam je i popiłam szybko wodą. Czułam się o wiele lepiej, nie kręciło mi się w głowie gdy wstawałam do toalety. Kiedy miał zamiar wyjść, zatrzymałam go.
-Tato?
Obrócił się i spojrzał na mnie zaniepokojony.
-Powinieneś jechać z Bianką.
-Powiedziałem, że nie-odpowiedział stanowczo.
-Kochasz ją?-zapytałam po chwili.
-Słucham?
-Kochasz ją?-ponowiłam pytanie.
Nie odpowiadał.
-Jeśli tak, to powinieneś jechać, bo możesz ją stracić. Mam się dobrze, czas, żebyś ty coś miał z tego wszystkiego, przez co przeszliśmy.
Usiadł na brzegu łóżka i złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Jesteś pewna?
-W stu procentach, na tak.
Logan wszedł do pokoju.
-Ona ma rację tato. Leć z Bianką.
-Masz tylko godzinę na spakowanie-dodałam.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł szybkim krokiem z pokoju. Uśmiechnęliśmy się do siebie z Loganem. Spojrzałam ponownie w telewizor, w którym leciał mój ulubiony program. Rozłożyłam się wygodnie na łóżku. Mój brat położył się obok mnie i oparł głowę o mój bark. Przez chwilę po prostu leżeliśmy i wpatrywaliśmy się w ekran telewizora.
-Wiesz, że Jay szuka tego mężczyzny?
Westchnęłam. Dobrze wiedziałam i miałam dość, że narażał się ponownie, z mojego powodu.
-Wiem-szepnęłam.
-Chciałem go jakoś oderwać od tego chorego pomysłu. Nigdy go nie znajdziemy.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się wdzięcznie.
-Dziękuję, ale on jest uparty jak diabli.
-Może ty go namówisz, huh?
-On myśli, że ja nic nie wiem.
Zaśmiał się.
-Przed tobą nie da się nic ukryć-spojrzał na moją koszulkę.-Zwłaszcza koszulki.
Zaśmialiśmy się obydwoje.

Jack Carter
Odebrałem zirytowany telefon.
-On tutaj jest, masz pięć minut-usłyszałem cichy szept i facet się rozłączył.
Najpierw nie miałem pojęcia kto to, ale potem przypomniałem sobie o sprzedawcy w sklepie z bronią. Uśmiechnąłem się szeroko, wsiadłem jak najszybciej do samochodu i pognałem ulicami Miami. Kiedy zaparkowałem przy sklepie wychodził jakiś ciemnowłosy mężczyzna, taki jak opisywał go sprzedawca. Facet rozglądał się na boki i ruszył do przodu. Spojrzałem przez szybę na moje współpracownika, który kiwał głową, dając mi znak, że to on kupił tą broń. Śledziłem go przez całą drogę. Ani trochę nie zdziwiłem się kiedy wszedł do wielkiego mieszkania, które należało do Klausa. Uśmiechnąłem się, mając przewagę. Wybrałem numer w telefonie i przyłożyłem go do ucha.
-Chłopaki mam go.

***

Musiałem czekać 10 minut na chłopaków. Zaparkowali dwa domy wcześniej, podszedłem do nich i przywitaliśmy się.
-Ten mężczyzna co kupił wtedy broń wszedł do tego domu-pokazałem na mieszkanie.
-Tam mieszka Klaus-odezwał się Logan.
-Więc wiemy kto za tym wszystkim stoi-odezwał się David.
-Musimy to jakoś spokojnie rozpracować, nie może teraz tak po prostu wpaść.
Zgodziłem się.
-Trzeba wymyślić dobry plan-powiedziałem.

***

Przytuliłem Caroline i pocałowałem jej czoło.
-Co robiłeś dzisiaj?-zapytała.
Nie mogłem powiedzieć jej, że szukałem mężczyzny, który ją postrzelił, że on współpracuje z Klausem. Nie chciałem nawet, żeby cokolwiek wiedziała.
-Pomagałem mamie-wymigałem się.
-A ty?
Wtuliła się we mnie mocniej.
-Tata poleciał razem z Blanką do Rosji-wyszeptała.
-Nie długo znowu nas odwiedzi.
Podniosła się i oparła na łokciu. Spojrzała na mnie szukając kłamstwa czającego się w moich oczach.
-Jack, musimy porozmawiać-powiedziała poważnie.
Westchnąłem, przeczesując włosy palcami i szarpiąc końcówki.
-Cat...
-Proszę nie zaczynaj znowu, obiecałeś, że jak lepiej się poczuję to porozmawiamy o wyjeździe.
Była zła. Łatwo było ją doprowadzić do gniewu. Zwłaszcza po tych wszystkich tabletkach i godzinach w łóżku. Nie mogła nic robić, nie długo miała zacząć rehabilitację. która ma zamiar pomóc jej wrócić do "normalności".
-Nie mogę teraz wyjechać-powiedziałem wyczerpany.
-Bo szukasz tego mężczyzny?-podniosła brew pytająco.
-Wiesz, że nie...
-Nie kłam mnie do cholery!-krzyknęła.
Nienawidziłem słyszeć jak krzyczy przypominały mi się momenty kiedy została porwana i Ian ją ciął, jej błagający krzyk, albo kiedy ją postrzelono. Zamknąłem oczy próbując wyrzucić te wspomnienia z głowy, ale wspomnienia zostają z nami na zawsze, racja?
Caroline usiadła na łóżku szarpiąc nerwowo kołdrę.
-Błagam nie kłam-wyszeptała.


Widziałem jej ból, który lśnił w jej tęczówkach. Podniosłem się i dotknąłem jej polika, po którym poleciała samotna łza. Znów poczułem ból w sercu, przez to, że płakała, dodatkowo przeze mnie.
-Obiecuję, że kiedy skończę z nim, wyjedziemy z stąd.
-Chce teraz, Jack. Nie chce znowu, żebyś był skrzywdzony.
Pogłaskałem ją po poliku i pocałowałem jej wysuszone usta.
-Obiecałem ci, że na zawsze będę z tobą.
Westchnęła.
-Nienawidzę obietnic.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
-To ostatnia akcja i będę cały twój.
-Na zawsze?-zapytała nie pewnie.
-Na zawsze skarbie.
Pocałowałem ją.

____________________________________________
przepraszam za tak długą nieobecność.


poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 9 "Chce być szczęśliwa, ty nie?"

Jack Carter
Spojrzałem na Caroline, która od ponad dwóch godzin spała. Jej włosy były rozłożone na białej poduszce, wydawałoby się, że stracił swój kolor. Była blada na twarzy, nie wyrażała żadnych uczuć. Usta układały się w płaską kreskę. Trzymałem ją za rękę, która nadal się nie ociepliła. Przyglądałem się jej, nie robiąc przerwy. Byłem zmęczony. Miałem cały czas przed oczami moment kiedy mogłem ją stracić na zawsze. Jak trzymałem ją w ramionach a ona umierała, wykrwawiała się na śmierć. Nie miałem pojęcia co robić. Dopiero Logan doprowadził mnie do porządku i kazał zawieźć ją do szpitala. Biegłe ile miałem sił w nogach. Myślałem, że jest za późno kiedy wpadłem do środka budynku. Krzyczałem na cały pomieszczenie wołając do pomoc. Ludzie przyglądali się nam ze strachem. Po chwili pielęgniarki zabrały ją na łóżko i wołały lekarzy. Trzymałem ją za rękę, otworzyła wtedy na chwilę oczy.
-Trzymaj się-wyszeptałem.
Znowu zamknęła oczy. Jakaś pielęgniarka kazała mi ją puścić. Oni pobiegli do sali operacyjnej zostawiając mnie w tyle. Po kilku minutach samotności przyjechał pan Parker z Loganem i jakąś nie znaną mi kobietą. Wypytali mnie o wszystkie szczegóły, zwłaszcza o osobę, która ją zastrzeliła. Nie wiedziałem i nadal tego nie wiem. Za pewne celował we mnie. Dużo ludzi za mną nie przepadało i próbowali na każdym kroku mnie zabić, ale trafili w nią. Boże, czemu akurat ona. Podczas operacji, która trwała zbyt długo jej ojciec razem z kobietą, o imieniu Bianka usiedli na krzesełkach. Kobieta pocieszała go, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Bzdura. Logan zrezygnowany także siedział głową opartą o ścianę i wpatrywał się w ścianę, na przeciwko. Zauważyłem jego szklane oczy. Nie dziwiłem mu się, ona była dla mnie również cholernie ważna. Sam ledwie powstrzymywałem łzy. Nie usiadłem. Stałem, opierając się o szklane drzwi, które doprowadzały do sali operacyjnej. Przyłożyłem czoło do zimnej szyby modląc się w duchu, żeby wytrwała, żeby nie było za późno. Nikt z nas się nie odzywał. Wydawało mi się, że każdy z nas modli się o jej zdrowie. Po trzech godzinach operacji zauważyłem jak idzie lekarz, zdejmujący maskę i fartuch. Wyszedł do nas i spojrzałam na nas litościwie.
-Pacjentka przeżyła operację. Na szczęście kula nie trafiła w serce ani w płuca, a bardzo mało brakowało. Będą mogli ją zobaczyć jutro, na razie jest całkowity zakaz. Dajmy jej odpocząć. 
Kiwnęliśmy równie głowami.
Wiele brakowało a by umarła. Muszę się dowiedzieć co za idiota ją zastrzelił. Spojrzałem na nią. Przymrużała oczy i odetchnęła głośno. Po chwili otworzyła oczy i na nowo mogłem podziwiać jej brązowe tęczówki. Uśmiechnęła się słabo do mnie. Poruszyła się na łóżku, ale potem syknęła z bólu. Ucisnąłem jej dłoń wykrzywiając twarz.
-Cześć kochanie-szepnąłem.
-Długo spałam?-odparła z lekką chrypką.
Spojrzałem na zegarek, który wisiał nad drzwiami.
-Kilka godzin.
Przymknęła znowu oczy wzdychając głośno.
-Już wiem jak się czułeś, leżąc na tym łóżku. Jest cholernie nie wygodne.
Zaśmiałem się i kiwnąłem potwierdzająco głową. Przyjrzała mi się dokładniej i nagle spoważniała. Chciała coś powiedzieć, coś za pewne bardzo ważnego, ale do pokoju wpadł Logan z bukietem kwiatów. Podszedł do łóżka i położył bukiet na szafce nocnej.
-Jak się ma nasze słoneczko?-zapytał.
-Dobrze-mruknęła dość niewyraźnie.
Chłopak zaczął ja zagadywać, potem przyszedł pan Parker z Bianką. Czy oni są ze sobą? Postanowiłem się trochę ulotnić, było zbyt ciasno. Pożegnałem się z Caroline całując ją w czoło.
-Wrócisz?-zapytała z lekką obawą w głosie.
-Oczywiście.
Uśmiechnąłem się delikatnie i wyszedłem zabierając swoją kurtkę z krzesła.

***

Złapałem go za koszulę i podniosłem do góry.
-Kto to zrobił?-zapytałem.
-Nie mam pojęcia, pierwszy raz widziałem go na oczy-wykrzyczał ze strachu.
-Jak wyglądał?
Puściłem go, a on poprawił swoje ciuchy. Spojrzał na mnie udając odważnego.
-Ciemny brunet, z jasnymi oczami. Nie przyglądałem się. Chciał broni. Dał dużo pieniędzy.
-Jeśli się tutaj ponownie zjawi, masz mi dać znać.
Podałem mu swój numer telefonu i wyszedłem ze sklepu. Założyłem kaptur i przeszedłem się po najniebezpieczniejszych ulicach.



Musiałem znaleźć drania.

***

Zapukałem do białych drzwi i wszedłem do pokoju. Caroline leżała bezruchu na łóżku oglądając jakiś magazyn na kobiet. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko. Wyglądała o wiele lepiej niż rano. Usiadłem na krześle i złapałem jej rękę.
-Jak się czujesz?
-O wiele lepiej-powiedziała.
-Musimy porozmawiać-dodała.
Zmarszczyłem czoło.
-Chce z stąd wyjechać. Mam dość takiego życia.
Pokazała ręką na pokój.
-Szukam tego drania i go załatwię.
-Nie Jay. Zrobisz to, przy okazji sam sobie coś zrobisz, ale to będzie się powtarzać, w kółko i kółko.
-Nie mogę wyjechać Caroline-odparłem poważnie.
-Odmawiasz?-zapytała zaskoczona.
-To jest niedorosłe, masz tutaj rodzinę, ja mam gang.
Usiadła na łóżku sycząc z bólu, ale potem spojrzała na mnie złowrogo.
-Chce naszego szczęścia. Czy to źle?
-Oczywiście, że nie. Też tego chce.
Złapała moją twarz w dłonie.
-Więc choć ze mną, proszę.
-Możemy o tym porozmawiać jak wyjdziesz z stąd?
Zawahała się, ale kiwnęła potwierdzająco głową. Pocałowałem ją w usta.


sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 8 "Wróciłam"


Czułam się jakbym skoczyła z najwyższej góry do lodowatej wody, uderzenie z prędkością światła i zatopienie się w głębokość oceanu, brak oddechu, wewnętrzny krzyk i jedna myśl. Czy nadal żyję? Ostatnie moje wspomnienie to oczy Jacka, które wpatrywały się we mnie uporczywie i oskarżycielsko nakazywały mi walczyć o oddech. Próbowałam. Na prawdę próbowałam z całych sił wywalczyć ostatnie oddechy, łapiąc łapczywie warstwy powietrza, jednak ból w klatce piersiowej nie pomagał. Czułam jak odpływam, jak odlatuję w ciemną otchłań. Czułam się... o dziwo, dobrze. Podobał mi się stan zatracenia się. Podobnie miałam gdy całowałam się z Jackiem, wtedy zatracałam się w jego ustach, czując smak jego gorących warg. Teraz czuję jedynie zimno, które otula całe moje ciało. Obudziłam się ponownie w szpitalu, słysząc głośne krzyki o moim stanie zdrowia, być może właśnie te wrzaski powróciły mnie do życia, albo to była ponownie twarz Jacka, który biegł obok łóżka, które lekarze prowadzili. W ostatnim momencie chwycił moją dłoń i wyszeptał jakieś nie zrozumiałe słowa. Narkoza nakazała mi znowu zamknąć oczy i odpłynąć. Jednak to był inny świat. Obudziłam się nie na łóżku w szpitalu oglądając białe ściany i pustkę. Obudził mnie niesamowity błysk, który na kilka sekund mnie oślepił. Gdy tylko powrócił mi wzrok obejrzałam nowe miejsce. Byłam w chmurach. Zaśmiałam się z mojej wyobraźni. Obejrzałam swój brzuch, nie czując bólu. Żadnej rany, nawet małej skazy, zadrapania, czegokolwiek. Brzuch był idealny. Taki jaki był dziś rano. Spojrzałam do przodu obserwując plac pokryty chmurami. Weszłam powoli na kolejną i odetchnęłam z ulgą gdy nie zapadłam się w nią i szłam dalej. Było pusto.
-Boże nie mogłeś mnie wysłać na jakąś polankę z jednorożcami?-mruknęłam.
-Jednorożce nie istnieją.
Obróciłam się gwałtownie. Zobaczyłam mężczyznę w białych szatach, z przydługimi włosami i bosymi stopami. Skanowałam ponownie jego wygląd. 

"Nie mówcie, że jestem w pieprzonym niebie."

-Jesteś-odpowiedział mężczyzna.
Chwyciłam się za głowę. 
-Przeczytałeś moje myśli?-zapytałam.
Kiwnął potwierdzająco głową, potem pstryknął palcami i po chwili wokół nas znalazła się długa, zaokrąglona kanapa, z białym materiałem. Usiadł na jednej z nich spoglądając na mnie.

"O Chryste."

Spojrzał na mnie karcąco.
-Sorry.
Wzruszył ramionami i zaprosił mnie gestem dłoni abym usiadła obok niego. Zachwiałam się, ale gdy tylko wróciła moje równowaga i trzeźwe myślenie wykonałam polecenie. Usiadłam wygodnie na materacu, łapiąc dłońmi końce przedmiotu. 
-Dlaczego tutaj jestem?-zapytałam po dłuższej ciszy.
Nie odpowiedział, jedynie spoglądał w dal, jakby widział tam coś interesującego.
-Pokażę ci coś dziecko-powiedział.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego barwę głosu, była melodyjna, miło było słyszeć każde wypowiedziane słowo z jego warg. Była jak muzyka dla moich uszu. Anielska melodia. Spojrzałam na niego pytająco, ale znowu pojawił się blask, które oślepił moje oczy. Zobaczyłam obraz jak idę do szkoły, potem pogrzeb mojej matki, na której płakałam przytulając się do Logana. Potem było spotkanie Jacka, moment gdy uświadomiłam sobie, że go kocham, gdy mnie porwano, przypomniałam sobie jak bardzo bolało mnie gdy Ian zadawał mi ból nożem, jak mnie wymęczał psychicznie. Następny obraz to był powrót mojego ojca i przyjazd Bianki. Spojrzałam na mężczyznę nie rozumiejąc przekazu, jednak ten pokazał dłonią abym dalej oglądała obrazy. Obraz, który się wyświetlił przedstawiał chwilę gdzie chłopak w kapturze mnie postrzelił, wszystko jakby się zatrzymało i leciało w zwolnionym tempie. Upadłam na ziemię, Jack obok mnie, przytrzymują moją ranę, był cały w mojej krwi, nie słyszałam głosu, ale widziałam jak krzyczał na cały głos, z jego ruchu warg mogłam wyśledzić przekleństwa, mnóstwo przekleństw oraz rady rzucane do mnie. Potem wyciągnął telefon z kieszeni, zobaczyłam nazwę numeru. Logan. Rozmawiał kilka minut, co chwila próbując nie pozwolić mi zamknąć oczy. Pocałował moje czoło i podniósł mnie. Biegł, mogłam przysiąść, że czułam jak podskakiwałam w jego ramionach. W szpitalu wszyscy zwrócili uwagę na naszą dwójkę. Jakaś pielęgniarka wezwała lekarza, położyli mnie na łóżku i prowadzili do sali operacyjnej. Jack złapał w ostatnim momencie moją dłoń mówiąc coś. Nie mogłam znieść, że nic nie słyszałam. Ciemnoskóra kobieta wstrzyknęła mi narkozę a potem szepnęła mi coś do ucha. Kiedy zasnęłam zaczęli operować. Potem pokazano mi obraz poczekalni szpitalnej. Był tam Jack, Logan, tata i Bianka. Bianka pocieszała mojego tatę głaskając jego ramię i mówiąc za pewne pocieszające słowa. Logan patrzył na przeciwko, na pustą ścianę. Zauważyłam łzy w kącikach oczu. Ostatnim czekającym był Jack, który oparł głowę o drzwi, które oddzielały poczekalnie od pokoju gdzie mnie operowano. Miał zamknięte oczy, zagryzał wargę. Jego dłonie wędrowały po szklanej części drzwi. Najgorsze co zobaczyłam to jego pojedynczą łzę, która pociekła po jego zaróżowionym poliku. A potem wszystko zgasło i znów zostałam ja i tajemniczy mężczyzna.
-Pokazałem ci twoje życie, zwłaszcza ostatnie momenty. Pokazałem to co straciłaś.
-Straciłam?-zapytałam głucho.
Próbowałam nie popłakać się, dusiłam w sobie łzy. Nie chciałam tego słyszeć, ale musiałam.
-Umierasz Caroline. Zostałaś postrzelona, lekarze cię nie wyleczą, ale...
-Ale?-zapytałam z nadzieją.
-Mogę cię przywrócić do życia.
Stanęłam na równe nogi. Patrząc wyczekująco na mężczyznę.
-Na co czekamy?-zapytałam.
-Posłuchaj, przemyśl to. Znów wrócisz do dawnego życia, do nie kończących się problemów. Może zostać tutaj, w niebie, spotkać się ze swoją matką, żyć wiecznie. To jest twój wybór. Tylko twój.
-Mama?-szepnęłam.
-Ona tu jest i czeka na ciebie.
-Mogę ją zobaczyć?-przerwałam mu.
Nie odezwał się, zobaczyłam małą zmarszczkę na jego idealnej twarzy. Chwila zastanowienia.
-Tylko na chwilę, proszę-dodałam.
Kiwnął głową, a potem zniknął. Kanapy zniknęły także. Znów była pustka. Objęłam się ramionami, czując chłód. Obejrzałam się wokół. Żadnego człowieka, nic.
-Caroline?
I wtedy usłyszałam jej głos, który rozerwał ciszę. Zobaczyłam ją. Jej długie, brązowe włosy, które opadały falami na jej plecy, jej oczy, które wydawały iskierki radości. Pobiegłam w jej stronę i rzuciłam się w jej ramiona, czując znajomy zapach jej perfum. Schowałam głowę w jej włosy, czując się jak mała dziewczynka. Objęła mnie mocno, zamykając nas w jednym, wielkim uścisku. Usłyszałam jej szloch a potem mój, które zakłóciły idealną ciszę. Spojrzałam na nią uśmiechając się nieśmiało. Nie mogłam uwierzyć, że ponownie ją widzę. Ponownie widzę jej dołki w policzkach i to jak niska jest.
-Powinnaś tam wrócić Caroline-odezwała się melodyjnie.
Zmarszczyłam brwi.
-Musisz wrócić do taty, Logana, osiągnąć swoje marzenia i nie możesz zostawić Jacka.
-Skąd wiesz?
-Obserwuje cię kochanie, cały czas jestem przy was-pogłaskała mój policzek.
-Ja nie wiem co mam robić mamo.
-Kochasz go Caroline, nie możesz go zostawić, on cie nie zostawił.
-Dobrze, wrócę.
Moje słowa utworzyły echo. Mama zniknęła ostatni raz uśmiechając się do mnie. A ja zemdlałam, wracając do głębokiej ciemności.

***

Obudziłam się z okropnym bólem głowy i klatki piersiowej. Obok mnie siedział Jack, który trzymał mnie za rękę, ale spał. Słyszałam jego równy oddech. 

"Żyję, wróciłam."

Spojrzałam w sufit. Wszystko będzie w porządku. Zapomnimy o tym całym wydarzeniu, wyjedziemy gdziekolwiek i będziemy żyć długo i szczęśliwie, po to właśnie wróciłam, żeby ja i Jack mieli wspólną przyszłość, żebyśmy zaczęli od nowa. Wyjedziemy, daleko od tego syfu, który nas otacza.


____________________________________________________
nie wiem dlaczego zrobiłam z tego trochę melodramat, 
ale myślę, że to chociaż rozkręci w jakiś sposób te opowiadanie.
Przepraszam, jeżeli nie spodziewaliście się czegoś takiego i jesteście zawiedzeni.
Ale zaczynam od nowa, więcej pracy przyłożę na to opowiadanie
i mam nadzieję, że już w wkrótce będziecie zadowoloni kolejnymi rozdziałami.
Trzymajcie kciuki:)

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 7 "Strzał"


Zebrałam wszystkie brudne ciuchy z podłogi, które walały się od kilku godzin. Wrzuciłam je do kosza zerkając na czyste drewniane panele, na środku znajdował się kolorowy dywan, na którym uwielbiałam się kłaść. Był miękki, uspokajał moje myśli, mięśnie. Mój magiczny dywan. Jest tutaj od 10 lat, dostałam go od rodziców na gwiazdkę, ubiegałam się o niego kilka miesięcy, nie wyobrazicie sobie nawet jak się ucieszyłam gdy rozpakowałam wielkie pudełko i zobaczyłam ten dywan. Spojrzałam na okno, z którego promienie słoneczne oświetlały pomieszczenie, a teraz i moją twarz. Poprawiłam włosy, które związałam wcześniej w wysokiego kucyka. Przejechałam palcami po falach włosów, sprawdzając w głowie moje obowiązki. Tata razem z Blanką wyszli na miasto, podobno mieli razem zwiedzić najlepsze miejsca. Podobno kobieta nigdy nie była za ziemią rosyjską. Nie mogłam za nic w to uwierzyć. Razem z Loganem i rodzicami przejechaliśmy całą Amerykę. Mama była maniaczką podróży i poznawania nowych języków, kultur i miejsc, gdzie działo się coś niesamowitego. Mogła nawet w najgorszym momencie wymienić największe bitwy, cuda na tamtych obszarach. Uwielbiałam przypatrywać się jej twarzy gdy opowiadała o swojej pasji, zawsze na czole znajdowała się znajoma kreska, brwi marszczyły się, gdy myślała nad kolejną ciekawostką i jej oczy, które świeciły się, które potrafiły przejrzeć cię całego. Jej postawa ciała także była inna niż zazwyczaj. Wyprostowane plecy, głowa do góry, dodający jej odwagi i pewności oraz dłonie, które zawsze złączała pocierając kciuki. Zazwyczaj jej ciało było rozluźnione, pełne emocji. Gotowała przy włączonym radiu, ustawionego na jej najlepszą stację, gdzie cały czas leciały wesołe, skoczne piosenki, potrafiła przy krojeniu mięsa lub sałaty ściągnąć jej puchowe kapcie i tańczyć boso wokół blatu, który stał na środku kuchni. Nuciła pod nosem tekst piosenki albo melodię, jeśli piosenka była nowa, zamykała oczy i zatracała się. Jej bose stopy tupały rytm, a biodra kołysały się. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jej uśmiechniętej. Zerknęłam ponownie w stronę okna, zwracając uwagę na dom sąsiadów. Sąsiadka, która siwe, długie włosy miała związane w warkocza, miała na sobie fioletowy fartuch, który prawdopodobnie był cały w mące, machała do mnie uśmiechając się szeroko. Odmachnęłam jej przyjaźnie i wyszłam szybko z pokoju, zabierając telefon. Zeszłam po schodach, które oczywiście wydały znajomy, skrzypiący, ale cichy dźwięk. Skoczyłam z ostatniego schodka i poszłam do kuchni, sprawdzając obecność jakiejkolwiek osoby, nie było nikogo, więc Logan musiał wyjść do pracy, gdziekolwiek gdzie poszedł, a mnie okłamał pracą. Prychnęłam pod nosem zirytowana. Był kiepski w kłamaniu, potrafiłam od razu zauważyć nie prawdziwe słowo wypowiedziane z jego ust. Tata mówił, że odziedziczyłam to mamie i byłam z tego dumna, dalej jestem. Coś mi po niej zostało, w środku mnie. Otworzyłam dużą lodówkę i przejrzałam zawartość. Brakowało mi mnóstwo produktów do zrobienia obiadu. Wyciągnęłam ze słoika kilka banktonów i schowałam je do tylnej kieszeni. Ściągnęłam kurtkę z wieszaka, z szafy, założyłam znajome trampki i wyszłam na zewnątrz, dostając porządną dawkę świeżego, ciepłego powietrza, zamknęłam dokładnie drzwi i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego.

***

Mleko, olej, jajka, kilogram mięsa, żelki, ciastka, bita śmietana, ziemniaki i wiele innych produktów. To, że spotkała mnie wielka kolejka w sklepie, to musiałam czekać na autobus z ogromnymi, dwiema torbami produktów spożywczych. Dodatkowo czułam ostre szczypanie na plecach, ktoś mnie obserwował i nie podobało mi się to. Wolałam jednak nie panikować i spokojnie czekałam. W domu rzuciłam torby na blat w kuchni, włączyłam radio, na znajomą stację radiową i powoli wyciągałam rzeczy, chowając do odpowiednich półek. Zrobiłam powolny obrót w stronę korytarza i usłyszałam głośny trzask. Podeszłam do radia i wyciszyłam go, ale nie do końca. Wyciągnęłam szybko nóż ze zlewu i ruszyłam do przodu uważając na każdy stawiany krok, żeby był bezszelestny. Zauważyłam cień w salonie i obeszłam schody, zaglądając z drugiego wejścia do salonu. Stał mężczyzna w ciemnych ubraniach, do tego z kapturem na głowie, które zasłaniał mi jego twarz. Podniósł z kominka jedną z wielu zdjęć, przyjrzałam się uważniej. Cholera, patrzył na mojego zdjęcie. Przekalkulowałam w myślach szanse na wygrane z barczystym, wysokim, napakowanym gościem, gdzie ja już nie praktykowałam "zabijania".

"Dasz radę Cat, spokojnie. Oddech, Wydech."

Stawiłam pierwszy krok i zauważając brak uwagi obcego podeszłam bliżej, podniosłam nóż, trzymając go wysoko, obok mojej brody. Stanęłam przed mężczyzną wstrzymują oddech. Miałam zaatakować, ale osoba obróciła się pokazując znajomą twarz, Jack.
-Serio?-zapytałam próbując uporządkować oddech.
-Chciałaś mnie zaatakować?-uśmiechnął się.
-Przez twój cholerny kaptur mogłam cie zabić Jay!-wykrzyczałam.
-Nie włamuje się do obcego domu-dodałam.
Odłożyłam zdjęcie na kominek, zabierając ode mnie nóż.
-Cholernie mnie przestraszyłeś Carter-mruknęłam już spokojniej.
Objął mnie w pasie i przybliżył do siebie. Pocałował mnie w czoło.
-Jesteś bezpieczna Caroline.
Westchnęłam widząc powagę na jego twarzy. No tak, on wszystkim się zajmie.
-Wiem-szepnęłam.
Pocałowałam go w usta i wyswobodziłam się z jego ramion i poszłam już spokojnie do kuchni wracając do rozpakowywania, Jack dołączył do mnie i pomógł mi. Po kilku minutach siedzieliśmy na moim łóżku przytulając się do siebie. Blondyn co chwila rozśmieszał mnie i całował w najróżniejszych miejscach, zwłaszcza na szyi, zostawiając tam ślady. Podniosłam się sprawdzając dłonią i zaśmiałam się.


-Jesteś moja-szepnął z zamkniętymi oczami.
-Nie prawda-zaśmiałam się.
-Słucham?-podniósł się gwałtownie.
-A co z moim misiem?-pokazałam na wielkiego pluszaka na krześle, przy biurku.
-Ty mała...
Nie dokończył tylko rzucił się na mnie przygniatając mnie swoim ciałem, czułam przy uchu jego ciepły oddech, który owiewał moją szyję, poczułam znajome dreszcze.
-Jesteś tylko moja-mruknął, przygryzając płatek mojego ucha.
-Mhm, a co z Frankiem?-zamruczałam.
-Jakoś go wyeliminuje.
Pocałował moje usta, przejeżdżając językiem po mojej dolnej wardze. Otworzyłam delikatnie usta, jego język rozpoczął znajomą walkę, na której byłam na przegranej pozycji. Przybliżyłam go do siebie, łapiąc za końcówki jego włosów i ciągnąć je. Nie przejmowałam się, że zepsuję jego idealnie postawione włosy. Ściągnęłam jego koszulkę przejeżdżając palcami po wyrzeźbionych plecach. Oderwaliśmy się na krótką chwilę, rozpiął moją czerwoną koszulę i rzucił ją pod drzwi. Sama nie wiem dlaczego on wyrzucana moje ciuchy aż tak daleko. Zachichotałam gdy przejechał wargami po moich dołeczkach. Wrócił do mojej twarzy całując moją szczękę. Spojrzał na mnie, jego oczy nie przypominały czekoladowej barwy, były prawie czarne, mogłam przysiąść, że moja barwa także znacznie się zmieniła. Podniosłam głowę i pocałowałam go delikatnie. Usłyszeliśmy skrzypnięcie na schodach.
-Caroline?-usłyszałam głos Blanki.
-Cholera-szepnęłam.
Zepchnęłam go z siebie zostawiając go na łóżku w ogóle nie wzruszonego zaistniałą sytuacją. Rzuciłam w jego stronę koszulkę, swoją koszulę podniosłam z podłogi i założyłam szybko, zapinając nerwowo guziki. Spojrzałam w jego stronę, ale jego koszulka leżała na łóżku, a on po prostu mi się przyglądał. Usłyszeliśmy pukanie do moich drzwi. Rzuciłam mu złowrogie spojrzenie i otworzyłam drzwi.
-Już wróciliście?-zapytałam radośnie.
-Tak, Miami, jest niesamowite, ale cudownych miejsc, przedmiotów, muszę zacząć zwiedzać świat.
Spojrzała na mnie z iskierkami w oczach. Uśmiechnęłam się szeroko kiwając potwierdzająco głową. Obok mnie stanął Jack. Modliłam się, że założył tą cholerną koszulkę.
-My się chyba nie znamy-powiedział spokojnie.
-To przyjaciółka mojego taty, razem pracują w Rosji-wyjaśniłam.
-Blanka-kobieta wyciągnęła dłoń serdecznie.
Jack wyszedł za mojego boku i podał jej dużą dłoń. Spojrzałam na niego tors, tak samo jak Rosjanka. Przewróciłam oczami. On to robi specjalnie?
-Jack-mruknął obojętnie.
Spojrzał na mnie, jego oczy wróciły do płynnej czekolady.
-Chłopak Caroline-dodał.
-Miło mi ciebie poznać-powiedziała wesoło.
-Zaraz pójdę zrobić obiad Blanka, jesteście głodni?
Zignorowałam ich przedstawienie.
-Właściwie to już robimy posiłek, chcecie dołączyć?
-Oczywiście-odezwał się za nas.
Kobieta ostatni raz obdarzyła nas uśmiechem i zeszła ze schodów, raczej skała ze schodów. Wróciliśmy do pokoju. Spojrzałam na niego.
-Miła kobieta.
-Mogłeś założyć koszulkę-mruknęłam zrezygnowana.
Popchnął mnie delikatnie na drzwi, pocałował mnie namiętnie, zaczął rozpinać moją koszulę. Odepchnęłam go od siebie.
-Oszalałeś? Mój ojciec jest na dole.
Westchnął cicho i rzucił się na łóżko.

***

-Na prawdę? To niesamowicie Jack!-pogratulował go mój ojciec.
-Dziękuję panie Parker, to zaszczyt słyszeć takie słowa od pana.
Obiad trwał stanowczo za długo, razem z Blanką zmywałyśmy naczynia na mężczyźni oglądali jakiś kiepski mecz i rozmawiali ze sobą. Mogłam wyczuć kiedy ojciec zaczął gadkę o moim bezpieczeństwie, co mu się stanie gdy mnie skrzywdzi i inne bzdety, dlatego w odpowiednim momencie zabrałam Jacka na krótki spacer po okolicy. Zmierzchało, światła oświetlały ulicę. Trzymaliśmy się za dłonie i co chwila przerywaliśmy ciszę naszym wspólnym śmiechem. Tak będę pamiętać nasz związek. RADOŚĆ, ŚMIECH, NAMIĘTNOŚĆ. Niebezpieczeństwo i ciągłe problemy usuwam z głowy, próbując udawać, że nie została porwana i prawie zabita, że Jack nie był w śpiączce, że być może nie długo znowu będziemy narażeni. Wymazałam tą kiepską stronę naszego związku. Usiedliśmy na ławce, przytulałam się do jego boku patrząc w gwiazdy. Jack opowiadał o tęsknocie chłopaków, z gangu, za mną, że nie układa się im uczuciowo, odkąd ostatnio ich zostawiłam.
Potem był nagły zwrot akcji. Pamiętam jedynie powagę Jacka, jego krzyk, okropny ból i jego krzyk, który rozdarł ciszę. Odleciałam, kiedy się obudziłam czułam jego palce na moi poliku, krzyczał, żebym walczyła, słyszałam pojedyncze zdania, które wymieniał prawdopodobnie przez telefon, a potem była ta cholerna ciemność.

__________________________________________________
( nie sprawdzone błędy. )
kolejna akcja, miłego czytania i liczę na szczerą opinię:)

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 6 "Kocham cię księżniczko"


Dotknęłam delikatnie jego policzka, ale to i tak spowodowało jego cichy syk. Westchnęłam głęboko i jeszcze raz przejechałam po nim, tym razem zimną ścierką. Między nami krążyła cisza, która mi przeszkadzała coraz bardziej. Spojrzałam na niego spod rzęs, sprawdzając jego reakcję. Logan na dole próbował jakoś zająć tatę i jego towarzyszkę. Dzięki temu mogłam spokojnie poprowadzić Jacka do mojego pokoju i opatrzyć ranę. Już na szczęście nie krwawiła. Wstrzymaliśmy obaj powietrze gdy polałam wodę utlenioną na twarz. Chciałam zanieść z zużyte rzeczy do łazienki, ale zauważyłam kątem oka plamę na jego koszulce, podniosłam ją delikatnie do góry i zauważyłam większą ranę, która mocno krwawiła. Spojrzałam na niego karcąco.
-Połóż się-mruknęłam cicho.
Nie pytając posłuchał się mnie i powoli położył się na moim łóżku. Usiadłam obok niego. Spojrzałam badawczym okiem na jego brzuch. Prawdopodobnie dostał nożem. Na szczęście nie był mocno zraniony. Zatamowałam krwawienie i zabandażowałam dokładnie. Czułam jego wzrok, który świdrował mnie od góry do dołu. Do pokoju wpadł Logan, który zamknął szybko za sobą drzwi. Obejrzał sytuację i podszedł do nas. Mogłam przysiąść, że mój brat wysyłał Jackowi groźne znaki. Chciałam się zapytać o tatę, ale jakby czytając mi w myślach mruknął:
-Poszli do sypialni. Teren czysty.
Wzięłam do ręki bandaż i owinęłam go. Wstałam ostrożnie z łóżka i pozbierałam rzeczy. Poszłam spokojnie do łazienki, wyrzuciłam nie potrzebne rzeczy, a resztę schowałam do apteczki, którą schowałam do szafki, pod umywalką. Umyłam ręce z krwi, używając mydła. Choć miałam za sobą czas gdy zabijałam ludzi i tych plam ciemnej cieszy było mnóstwo, to dalej się jej brzydziłam.
-Co ty sobie wyobrażać Jay?!
Usłyszałam krzyki w pokoju. Spojrzałam do lustra, wytarłam pojedynczą łzę, która wypadła i chciała popłynąć wzdłuż mojego polika. Wytarłam staranie ręce w miękki ręcznik i wyszłam do chłopaków, który zauważając mnie całkowicie się zamknęli. Podeszłam do nich odważnie, choć czułam jak nogi się pode mną uginają.
-Musisz nam powiedzieć co się wydarzyło-zwróciłam się do Jacka.
Spojrzał na mnie błagalnie, ale nie miałam zamiaru odpuścić. Choć pokłóciliśmy się to dalej go kochałam, dalej bałam się go stracić, a dzisiejsza sytuacja, mogła doprowadzić do czego takiego, już nie do śpiączki, lecz do śmierci.
-To był Klaus.
-Co?-wydarł się Logan lecz natychmiast się uspokoił.
-Wpadł dzisiaj do naszego mieszkania, byłem tylko ja. Myślałem, że jest sam, ale przyprowadził kolegów, pokopali mnie i odeszli zostawiając wiadomość.
-Jaką wiadomość?-zapytałam.
-Żebym uważał na ciebie-szepnął.
Logan walnął w ścianę. Otuliłam się ramionami. Chłopak podszedł do mnie, chciał mnie przytulić, ale zrezygnował.
-Nie pozwolę, żeby cię zranił-powiedział cicho patrząc mi w oczy.
-Jakbyś go wtedy zabił nie byłoby teraz tego bagna!-odezwał się Logan.
-Poszedł do więzienia, myślałem, że będzie tam na zawsze,do zasranej śmierci.
Odwróciłam głowę w drugą stronę, krzywiąc się na moc jego słów. Spojrzał na mnie zmartwiony, gładząc mój policzek, zadrżałam od jego dotyku.
-Przepraszam Cat, nie chciałem do tego dopuścić. To moja winna, wiem.
-Teraz to jest także nasz problem Jay, On jej groził.
-Wzywamy chłopaków?-zapytałam nieśmiało.
-Musimy to szybko zakończyć a w dwójkę nie damy radę.
-Dwójkę?-wzdrygnęłam się.
-A ja?-zapytałam poddenerwowana wykluczeniem.
-Oszalałaś, ty siedzisz w domu-wrzasnął Logan.
Jednak szybko się opanował.
-Sprawdzę co u taty-szepnęłam.
Wyszłam z pokoju, pozwalając emocją opaść. Boże, goni mnie jakiś ześwirowany gościu z więzienia. Dlaczego moje życie jest tak pochrzanione? Zsunęłam się po ścianie i siedziałam z głową w dół.
-Wszystko w porządku?-usłyszałam rosyjski, kobiecy głos.
Spojrzałam w górę. Cholera. Blanka.
Nie wiedziałam co powiedzieć, czy mam skłamać, a może powiedzieć jakiś mały stopień prawdy. Ale co ja powiem, że mam na prawdę zjebane życie, że zadaje się z kryminalistami, a jeden chce mnie zabić. Kiedyś pewien Ian prawie to zrobił, ale tata nic nie wiedział, bo był wtedy z tobą w Rosji, kiedy wy się dobrze bawiliście, ja gniłam w jakimś pustkowiu, gdzie gościu ciął mnie, próbując mnie zabić, nikt nie wiedział gdzie się znajduję. Mam powiedzieć, że jestem w związku z chłopakiem, który ma cholernie ciężki charakter jak ja, jestem gangsterem, był w śpiączce, a teraz próbujemy w tym bagnie jakoś przetrwać jako para? A może spróbować...
-Tak, tylko pokomplikowało się wszystko.
-Problem z chłopakiem?
Usiadła obok mnie na ziemi, spoglądając się w jakiś punkt na ścianie. A no tak. Zdjęcie, gdzie znajdowała się jeszcze nasza matka. Uśmiechnęłam się pod nosem, pamiętałam dokładnie ten dzień.

Retrospekcja.

Biegłam po domu, szukając dobrego schronienia. Logan szukał mnie, żeby mnie dopaść. Zaśmiałam się cicho, chowając pod kanapą. To była moja ulubiona kryjówka. Byliśmy za duzi na zabawy w chowanego, ale jednak nie powstrzymało to nas przed dobrą zabawą. Z mojego miejsca, świetnie widziałam co działo się w kuchni. Mama kroiła warzywa na sałatkę, była zachłanną wegetarianką, nikt tego nie odziedziczył, byliśmy fanami mięsa, jak ojciec. Zobaczyłam jak tata podchodzi do niej od tyłu i przytula się do jej boku, usłyszałam jej śmiech, który tak przyjemnie drażnił moje bębenki w uszach. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Potem zobaczyłam znajome buty, który szły w moją stronę, a potem nagle skręciły, odetchnęłam z ulgą. Byłam lepsza. A potem zaskoczył mnie, wyciągnął mnie za nogę z pod kanapy i zaczął mnie gilgotać, to były tortury, praktycznie dusiłam się od śmiechu.
-Przestań-wysapałam.
Tata zabrał go ode mnie dzięki bogu. Była chwila spokoju, ale potem wyszliśmy na dwór, żeby zjeść wspólnie obiad na świeżym powietrzu. Słońce przyjemnie prużyło. Każdy usiadł z nas na swoim krześle, rodzice jak zawsze złapali się na dłonie, pieszcząc się nawzajem kciukami. Przypomniałam sobie jak uwielbiałam na nich patrzyć, wyglądali na wspaniałą parę, która się kocha. On był jej księciem, ona jego księżniczką. Miałam 14 lat. Czułam się jakbyśmy byli idealną rodzinką, z jakiejś bajki.

Koniec retrospekcji.

-Coś w tym stylu. Odprowadzić cię do pokoju?-zapytałam.
-Dam radę-zaśmiała się głośno.
Jedynie uśmiechnęłam się do niej odprowadzając ją wzrokiem, kiedy byłam pewna, że tata i Bianka są u siebie i nie mają zamiaru niespodziewanie wyjść ruszyłam znowu do swojego pokoju. Nie było tam Logana, jedynie Jack siedział na moim łóżku, patrząc na mnie. Czułam jak jego wzrok bada mnie od góry do dołu, czułam jak parzy moją skórę. Podszedł do mnie powoli, jakby nadal zastanawiając czy dobrze robi, zrobiłam krok w tył, ale napotkałam na drzwi. Uśmiechnął się łobuzersko. Boże, dlaczego on musi być taki seksowny gdy to robił. Uśmiechnęłam się delikatnie jego stronę. Przytulił się do mnie, chowając twarz w mojej szyi, uderzył mi jego zapach, który wytrącił mnie z równowagi. Przytuliłam się do niego od razu, chowając twarz w jego ramieniu. Odsunął się ode mnie, ale tylko na kilka centymetrów. Podniosłam głowę aby zobaczyć w całości jego twarz.
-Przepraszam cię za wczoraj.
-To nic-mruknęłam.
-Wcale nie.
Dotknął dłonią mojego polika i głaskał go kciukiem. Przypomniałam sobie wspomnienie mamy i taty, jak robili podobne rzeczy. Czyżby Jack był moim księciem.
-Posłuchaj nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził, dobrze?
Kiwnęłam potwierdzająco głową, nie miałam siły odpowiedzieć. Byłam po prostu zmęczona. Wspięłam się na palcach i pocałowałam go. Delikatnie, nie śmiało. Jednak on szybko przerobił to w namiętny pocałunek. Złapał mnie za biodra i podniósł do góry, oplotłam nogami wokół jego pasa, nie przestając go całować. Zaniósł mnie do łóżka i położył na nim powoli, złapał na końcówki jego włosów, drażniąc go. Położył się na mnie, napierając całym ciałem. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, proszą o danie mu dojścia. Otworzyłam delikatnie usta, po chwili zaczęliśmy bitwę, którą wygrał oczywiście chłopak, który uśmiechnął się tym faktem w moje usta. Zaśmiałam się cicho, między nami nadal panowała gęsta, namiętna atmosfera. Spojrzałam mi głęboko w oczy. Ściągnęłam jednym ruchem jego koszulkę. Dotknęłam palcami jego ranę, syknął, więc z odruchu podniosłam dłoń, ale on złapał ją i przybliżył ponownie na zabandażowane miejsce. Dotknęłam go opuszkami palców.
Kilka minut później leżeliśmy przytuleni do siebie, w kompletnej ciszy, po prostu ciesząc się swoim towarzystwem. Może Blanka miała rację, małe problemy z chłopakiem, nie ważne że jakiś psychol chce mnie zabić.
-O czym myślisz?-zapytał mnie, szepcząc w lewe ucho.
-O nas-skłamałam.
Chrząknął. Uwierzył. Podniósł się na ręce i spojrzał na mnie z góry.
-Jest ci dobrze?-zapytał.
Pocałowałam go.
-A jak myślisz?-zapytałam z uśmiechem.
Pocałował mnie. Zaśmiałam się.
-Kocham cię księżniczko-mruknął w moje usta.
-Ja ciebie też, Jay.
 _______________________________________________
przepraszam za ewentualne błędy, wybaczcie, miałam wenę i próbowałam jak najszybciej przelać ją tutaj, a nie miałam czasu aby przeanalizować rozdziału.
miłego czytania i zapraszam do zakładki:

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 5 "Problemy"

Wbiegłam do mojego pokoju,przeszukałam każdą szafkę,wszędzie leżały moje ciuchy.Nie panowałam nad sobą w tamtym momencie,trzęsły mi się ręce,gdy znalazłam szukaną rzecz.Wyciągnęłam z paczki papierosa i szybko odpaliłam go.Zaciągnęłam się głęboko dymem.Tak dawno nie paliłam.Od czasu kiedy Jack się obudził.Podeszłam do okna i otworzyłam na oścież.Weszłam na balkon i oparłam się o barierkę,zamykając oczy i uspokajając się dymem nikotynowym.

Retrospekcja

-Kto to był do cholery Jack!-krzyknęłam w samochodzie.
Ponownie dotknęła mnie cisza.Byłam na skraju wytrzymałości.Tylko on potrafił mnie doprowadzić do tego stanu.
-Zatrzymaj samochód.
Zatrzymał go.Wysiadłam z samochodu i szłam w stronę domu.Prawie biegłam.Jack cały czas koło mnie jechał.
-Wejdź do samochodu-odezwał się.
-Wypierdalaj-krzyknęłam w jego stronę.
-Cat do cholery!
Jack wysiadł z samochodu i zastawił mi swoim ciałem drogę.Uwierzcie nie chciałam się kłócić w końcu było już tak dobrze,ale ten facet,było widać,że to poważna sprawa,a on nie chce mi nic powiedzieć.Boże jestem za niecierpliwa?Bzdura.To on nie chce nic powiedzieć.
-Co?-warknęłam.
-Uspokój się i wsiadaj do samochodu.
-Nie.
Wyminęłam go,ale złapał mnie za nadgarstek.Patrzyłam się w dal,widziałam już swój dom,do którego chciałam w tym momencie wrócić.Chciałam uciec od tej rozmowy.
-Stara znajomość,mówiłem ci-mruknął.
-Coś więcej?Widocznie nie macie za miłych wspomnień ze sobą.
-To nie ważne.
Spojrzałam na niego.
-Nic ważnego?Justin,to nie wygląda na nic ważnego.To poważna sprawa.Groził ci.
-Poradzę sobie.
-Jak na wyścigach?Nie mam zamiaru ponownie cię stracić.
-Nie stracisz.
Dotknął mojego polika,delikatnie głaszcząc go kciukiem.Cofnęłam się o krok do tyłu.
-Nie chce kolejnej obietnicy.
Odeszłam od niego i szybko szłam do domu.Zostawiłam go samego.

Nie obracaj się.Nie waż się obrócić.

Koniec retrospekcji

Tak ciężko było mi odejść od osoby,którą kocham nad życie...

***

Jay w ogóle sie nie odzywal, nie mialam z nim kontaktu. Bałam sie, ze juz zawsze tak bedzie. Logan próbował nie mówić w moim towarzystwie na jego temat. Zamknęłam sie w sobie, znowu. Wróciłam do starych nawyków. Co bylo złe.  Przeniosłam sie także do starego domu. Tata miał nie długo przyjechać ze swoja dziewczyna. Nie mogłam sie doczekać aż w końcu poznam ta kobietę.  Posprzątalam caly dom, bo strasznie sie zakurzyl pod nasza nieobecność.  Przejrzalam stara pocztę z tamtego roku. Przyszly dokumenty z uniwersytetów.  Kiedy jeszcze Jack nie zapadł w spiaczke powysylalam kilka zaświadczeń o przyjęcie na studia. Z tego co widzę dostałam wiele potwierdzających listów,  ale bylo za pozno. Studia, teraz, nie sa dla mnie. Kiedyś marzyłam o wielkiej przyszłości, mieć świetną pracę, żeby nie brakowało mi pieniędzy, na zachcianki. Teraz jednak to nie moja bajka.
Cały tydzień szykowałam się na ten dzień. Przyjazd mojego ojca. Logan pojechał po nich na lotnisko, a ja kończyłam obiad. Moje umiejętności kucharskie znacznie wzrosły, po mieszkaniu z chłopakami, którzy potrafili tylko zamówić pizze. Przygotowałam ulubione danie taty, spaghetti. A na deser mus czekoladowy, który kochałam. Miałam słabość do czekolady. Udekorowałam stół. Położyłam świeczki, które były całe białe, porozkładałam sztuce i poprawiłam dodatkowe dekoracje. Ubrałam się w zwiewną sukienkę, która była idealna na dzisiejszą pogodę. Było cholernie duszno na zewnątrz, do tego parzące słońce w skórę nie pomagało. Na szczęście nasz dom był obsłużony w klimatyzację. Dzięki temu, mój delikatny makijaż na twarzy nie spłynął. Jednak denerwowałam się przyjazdem taty. Bałam się, że może się domyślił, że jego dzieci są w najniebezpieczniejszym gangiem w całym Miami. Słysząc dobiegające głosy na gangu, odepchnęłam z głowy złe myśli, poprawiłam strój i poszłam do korytarza, który odnowiłam trzy dni temu, malując ściany, na ciemniejszy beż, niż był wcześniej. Meble o wiele lepiej pasowały do tego koloru. Drzwi otworzyły się ukazując mojego ojca, który wyglądał o wiele lepiej, niż wyjeżdżał, brakowało mu zarostu, który zawsze nosił, włosy wyglądały na zdrowsze i jaśniejsze, w oczach widziałam błysk szczęścia. Dawno nie widziałam go takiego. Wyglądał na wypoczętego. Spojrzałam na jego sylwetkę, przytył odrobinę, a jego skóra zbladła. Rosja widocznie nie służy taką samą pogodą jak u nas. Spojrzałam na rudą kobietę, po jego prawej stronie. Była cała blada, jakby nie miała żadnego dostępu do słońca. Włosy kaskadami opadały na jej ramiona, zakrywając biust, który był i tak zakryty przez jasną bluzkę, która opinała idealnie jej figurę. Była szczupła, o wiele szczuplejsza niż ja. Ma zielone oczy, które oglądały całą mnie, próbując chyba znaleźć wady. Uśmiechała się jednak przyjacielsko, co całkowicie łagodziło jej spojrzenie. Krótkie spodenki, dzięki bogu, zasłaniały całe jej pośladki. Była niższa od mojego ojca, ale nie starała się widocznie "urosnąć", miała na sobie czarne trampki. Uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę. Logan stojąc nadal w tym skwarze był widocznie nie zadowolony, bo cały czas mrużył oczy i skrzywiał się. Rzuciłam się więc szybko w objęcia ojca, który pachniał mieszanką mięty i silnych męskich perfum. On także mocno mnie objął w talii i podniósł delikatnie do góry.
-Moja mała dziewczynka-mruknął cicho.
Zachichotałam cicho. Był dawnym sobą. Przypomniały mi się czasy dzieciństwa gdy tak się do mnie zwracał. Kobieta spojrzała na mnie z rozbawieniem.
-Caroline to jest Blanka.
Podałyśmy sobie obie dwie dłonie. Zaprosiłam ich do środka, było za gorąco aby siedzieć na gangu. Tata pochwalił mnie za przemalowanie korytarza, tak samo jak ja uznał, że świetnie pasuje do mebli. Weszliśmy do jadalni i kazałam zasiąść gościa przy stole. Natomiast wzięłam Logana za rękę i poprowadziłam do kuchni. Spojrzeliśmy na siebie. Spodobała mu się. Było widać. Czułam to. Gdyby tak nie było chodziłby cały spięty. Nie znałam kobiety, ale przypadła mi do gustu, jej przyjacielska twarz mówiła: "Możesz mi zaufać". Nie byłam pewna, czy nie jest czasem po prostu dobrą aktorką. Na razie nie będę jej oceniać. Ojciec jest szczęśliwy, muszę się cieszyć jego szczęściem, nawet jeśli jej nie polubię. Kazałam mu zabrać dwa talerze dla nas z daniem głównym, a wzięłam pozostałe dwa. Podałam ostrożnie talerzy. Cały czas rozmawialiśmy. Wypytywałam się ich jak jest w Rosji. Blanka bardzo dobrze się posługiwała angielskim, ale było słychać, że jet rosjanką, czasami nie dokładnie wymawiała slowa, bo za twardo je wymawiała, ale rozumiałam co mówi. Przymknęłam na to oko. Ja jak i Logan dostaliśmy mnóstwo pytań, co robiliśmy itp. Kłamaliśmy jak z nut. Nie powiem przecież: "Zabiłam kilka ludzi, nic wielkiego". Nie było źle. Jednak najgorsze pytanie wypadło na deserze, w moją stronę. O moje studia. Przeklęłam w myślach. Zastanowiłam się szybko.
-Chciałam zrobić roczną przerwę.
Dobre kłamstwo. Ojciec jednak był zdenerwowany moją odpowiedzią. Ruda widząc sytuację w jakiej jestem i zachowanie swojego chłopaka, próbowała mi pomóc.
-Świetny pomysł. Też miałam rok przerwy. Byłam wypoczęta po ciężkich latach w liceum. Ty pewnie także wypoczywasz.
Puściła mi mało widoczne oczko, ale Logan to zauważył i uśmiechnął się, próbując powstrzymać śmiech. Kiwnęłam głową.
-Zrobiłaś to, żeby odpocząć?-zapytał tata.
Kiwnęłam znowu głową, nie potrafiłam nic powiedzieć. Czułam się jak śmieć. Tak kłamać własnemu rodzicowi w twarz. Zwłaszcza, że chyba nigdy nie pójdę na studia. Jednak odpuścił mi. Tym razem wypytywał Logana o pracę. Mój brat ożywił się. Kochał swoją robotę, którą rozpoczął nie dawno. Zajmował się sprzętem akustycznym. Obsługiwał sprzęt na wielkich imprezach w Miami, dyskoteki, muzyczne konkursy. Lubił to. Chłopacy z naszego gangu też poszli do roboty. Każdy poszedł na coś innego i gdy tylko słuchałam ich opowieści o ich zawodzie to czasami nie potrafiłam powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Kiedy siedzieliśmy w salonie i rozmawialiśmy na rożne tematy ktoś zadzwonił do drzwi. Pogoda za oknem już schłodziła się, w końcu zbliżał się wieczór. Logan postanowił otworzyć, jednak gdy przyszedł z powrotem nie wyglądał na zadowolonego. Kiwnął tylko głową, że ktoś przyszedł do mnie. Wstałam ostrożnie. Nie spodziewałam się nikogo. Mag miała kolejną randkę z Adamem, zresztą wiedziała, że tata przyjeżdża. Podeszłam do drzwi frontowych. Bojąc się otworzyć, jednak zrobiłam. Delikatnie nacisnęłam na klamkę i pociągnęłam w moją stronę drzwi. Na mojej twarz na pewno wymalował się szok. Stał tam on, z głową zwisającą w dół. Nie wyglądał jak on. Jego ciuchy były pogniecione, buty brudne, włosy nie na żelowane, leżały płasko na jego czole. Nie pasowało mi tutaj nic. Myślałam, że mam zwidy. Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, widząc wielkiego siniaka pod okiem, prawie pisnęłam z szoku. Wystraszyłam się. Chciałam się do niego przytulić, ale nie wyglądał jakby był w dobrej formie, więc zostałam na miejscu. Zresztą moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Trzymałam się kurczowo drzwi, próbując nie upaść. Spoglądał w moje oczy, jakby szukając mojej duszy. Nie wiedziałam żadnego błysku w jego oku. Jest źle. Na ostatnich siłach podeszłam do niego i dotknęłam delikatnie jego polika. Przejechałam kciukiem po siniaku, który zmienił już barwę na ciemno-fioletowy. Zamknął oczy, próbując nie syknąć z bólu.
-Co ci się stało do cholery?-zapytałam szepcząc.

_______________________________________________

zadowoleni? kolejny rozdział. ciężko wypracowany.
INFORMOWANI - ZAPRASZAM

wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 4 "Stara znajomość"



Narrator:
Dwa ciała pasujące do siebie jak kropla wody. Czy to możliwe?Prawdą jest,że tak. Chłopak całował ciało dziewczyny tak zapamiętale,jakby po tym wszystkim miał ją stracić,zapamiętywał każdy fragment,co dziwnie nie nudziło mu się to. Mógłby to robić cały czas. Doprowadzał ją tym do białej gorączki. Drapała go po jego plecach. To będzie ich cudowna pamiątka. Dzień wcześniej wyznali sobie miłość. Dwoje kochających się ludzi,coś niesamowitego,coś co powinno trwać do końca ich życia. Ale zawsze musi coś pójść nie tak,każdy to wie. Zwłaszcza ich związek,który jest niesamowicie pokręcony. Takie same charaktery wróżą coś złego. Czy to nie prawda?Oczywiście,że prawda. Każdy z nas to wie. Jednak w tej parze jest coś niezwykłego,coś co przykuwa każdego widza. Ona-wielka wojowniczka,która zbyt wiele przeżyła zła w swoim życiu,a dalej się trzyma,o niesamowitej urodzie,czy On-gangster,którego każdy się boi,który nie zna takiego pojęcia jak MIŁOŚĆ,przystojny brunet. A jednak! Złączyło ich niesamowite uczucie. Nie przymulajmy już. Przejdę do rzeczy bardziej istotniejszej. A dokładniej co ta dwójka ze sobą wyprawia. Albo nie,odpuszczę wam ten moment,ważniejsze jest,co działo się z nimi przez te kilka tygodni,które na początku wyglądało jak wyjęty z romantycznego filmu(o zakazanej miłości),a potem zamieniło się w piekło. Ale czy zakończy się Happy endem?Zobaczycie.


-Carolina Parker-
Początek lata rozpoczął się dla mnie niesamowicie,w końcu był przy mnie Jack i to na zawsze. Już dzisiaj ma wyjść ze szpitala.Został mu tylko ślad rany,która potrafiła porządnie krwawić. Umówiłam się z nim,że przyjadę po niego I razem pojedziemy do jakieś knajpki.W szpitalu nie jadł żadnych posiłków,bo jego zdaniem były ochytne. Jego mama co jakiś czas przynosiła mu coś do jedzenia,ale to nie były wielkie porcje. Czekałam przed szpitalem już z 10 minut,a jego dalej nie ma. Wysiadłam z samochodu,oparłam się o drzwi i tupałam nogą.Jestem cierpliwa,ale ile można czekać.Zauważyłam jak wychodził przez duże szklane drzwi,z wielką torbą na ramieniu,kiedy mnie zauważył uśmiechnął się.Podszedł do mnie I mnie pocałował.
-Długo trzeba na ciebie czekać?-zapytałam,gdy tylko ocknęłam się po pocałunku.
-To przez mojego “cudownego” doktorka,zrobił mi jeszcze badania.
Jack rzucił na tylne siedzenie torbę I usiadł za kierownicą.
-Chyba oszalałeś,ja prowadzę.
-No Cat,proszę...-zrobił tą swoją minę szczeniaczka,którą nienawidziłam.


Rzuciłam mu kluczyki I usiadłam na miejsce pasażera.Chłopak zaśmiał się,rzuciłam mu lodowate spojrzenie.Kochałam go,ale jego zachowanie potrafiło potwornie wkurwić.Pojechaliśmy do jakieś mniej znanej knajpki.
-Dawno tutaj nie byłem-odezwał się.
Wyszliśmy oboje z samochodu,chłopak zamknął go kluczykiem i złapał mnie za dłoń.Uśmiechnął się do mnie.W tamtym momencie mogłam zrobić wszystko,jego uśmiech potrafił omotać człowiekiem.Poszliśmy oboje do knajpki i usiedliśmy w najbardziej odludnionym miejscu.Jack zamówił cały stolik jedzenia i pożerał wszystko w całości,ja jedynie przyglądałam mu się.Światło idealnie padało na jego lewą stronę twarzy,okazując kilka niedoskonałości,ale nadal był niesamowicie przystojny.Mogłabym godzinami oglądać,przeglądać się w jego morzu czekolady.Od zawsze mnie oczarowują gdy tylko na  nie spojrzę.Mam nadzieję,że nie jestem totalną idiotką i ktoś też tonie w jego oczach.Kiedy schodziłam wzrokiem na jego usta,spojrzał na mnie.Zwróciłam ponownie uwagę oczom,ale przyłapał mnie na złym uczynku,uśmiechnął się w ten sposób,który uwielbiałam,łobuzersko.
-Nic nie zjesz?-zapytał.
-Nie jestem głodna.
Podsunął mi pod nos frytkę.
-Wiem,że chcesz.Za mamusie.
Spuściłam głowę,gdy wspomniał o mojej matce.
-Przepraszam,nie chciałem...
Przerwałam mu zjadając frytkę.Nie chciałam,żeby miał wyrzuty sumienia,że wspomniał o mojej mamie.Nic nie poradzę na to,że nie żyje.Uśmiechnął się do mnie,spuścił powietrze,widząc,że jest okej.
-Nie gniewam się-powiedziałam,aby go upewnić.
-To dobrze.
Pochylił się nad stolikiem i pocałował mnie w usta.Po kręgosłupie przeszedł mnie znany,przyjemny dreszcz.Jack uśmiechnął się przy moich ustach.Ktoś zaczął bić brawo.Odsunęliśmy się i spojrzeliśmy oboje w drugą stronę.
-Zakochana para ponownie razem.


-Jack Carter-


-Zakochana para ponownie razem.
Spojrzałem na człowieka,który stał przed naszym stolikiem.Nie musiałem przyglądać mu się z bliska,żeby rozpoznać w nim Klausa.Wstałem gwałtownie z krzesła,które o mało nie wywróciło się do tyłu.Blondyn uśmiechnął się cwaniacko.Ludzie popatrzyli się w naszą stronę z zaciekawieniem.On uwielbiał publikę.To jeszcze bardziej go pobudzało.
-Kiedy wyszedłeś z więzienia?-zapytałem udając spokojnego.
Zastanowił się.
-Jakiś czas temu,kiedy ty leżałeś w śpiączce.Jednak ktoś inny cie dojebał,muszę złożyć tej osobie gratulacje.
Zaśmiał się.Usłyszałem szmer za sobą.Caroline.Cholera.
-Twoja dziewczyna się niecierpliwy.Uważaj na nią.
Puścił jej oczko i odszedł.Chciałem za nim ruszyć,ale ręka Cat zatrzymała mnie.
-Usiądź.
Usłyszałem jak przez mgłe jej głos.Cały się trzęsłem z nerwów.Jakiś kolejny sukinsyn położy dłonie na niej to kurwa zabije chuja.Usiadłem na przeciwko niej.Spojrzała na mnie poważnie,całkowicie opanowana.Ogromne przeciwieństwo mnie,teraz.
-Kto to był?-zapytała.




Witam was ponownie.Rozdział co prawda krótki,ale długo się męczyłam,żeby cokolwiek wymyślić.Mam już pomysł na kontynuacje tego opowiadania,więc proszę o wasz szacunek i skomentowanie tego rozdziału,bo bardzo się na pracowałam.
Dziękuję za uwagę i życzę miłego wieczoru:)