Kilka dni po obudzeniu się wyszłam ze szpitala. Jednak musiałam dalej leżeć na łóżku u siebie w pokoju. Jack odwiedzał mnie codziennie, czasami zostawał na noc, pomagając mi zasnąć, ale cały czas szukał chłopaka, który mnie postrzelił. Ukrywał przede mną wszystko, łgał cały czas, mówił, że to tylko sprawy gangu. Bianka już dzisiaj miała wyjechać do Rosji, jej pobyt tutaj się kończył. Namawiałam razem z Loganem, żeby tata też pojechał. Nie zgodził się, sądził, że nie zostawi już nas, jak kiedyś. Chciał się nami opiekować, na prawić to co powinien robić po śmierci mamy, a on zatopił się w żałobie. Nie myśleliśmy tak. Kochaliśmy go, on nam tylko został. Nie byliśmy źli, że nie zwracał na nas zbyt dużej uwagi, nie oczekiwaliśmy, żeby teraz miał się nami opiekować.
2 godziny przed odlotem Bianki ojciec przyszedł do mnie z tabletkami, które musiałam zażywać. Połknęłam je i popiłam szybko wodą. Czułam się o wiele lepiej, nie kręciło mi się w głowie gdy wstawałam do toalety. Kiedy miał zamiar wyjść, zatrzymałam go.
-Tato?
Obrócił się i spojrzał na mnie zaniepokojony.
-Powinieneś jechać z Bianką.
-Powiedziałem, że nie-odpowiedział stanowczo.
-Kochasz ją?-zapytałam po chwili.
-Słucham?
-Kochasz ją?-ponowiłam pytanie.
Nie odpowiadał.
-Jeśli tak, to powinieneś jechać, bo możesz ją stracić. Mam się dobrze, czas, żebyś ty coś miał z tego wszystkiego, przez co przeszliśmy.
Usiadł na brzegu łóżka i złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Jesteś pewna?
-W stu procentach, na tak.
Logan wszedł do pokoju.
-Ona ma rację tato. Leć z Bianką.
-Masz tylko godzinę na spakowanie-dodałam.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł szybkim krokiem z pokoju. Uśmiechnęliśmy się do siebie z Loganem. Spojrzałam ponownie w telewizor, w którym leciał mój ulubiony program. Rozłożyłam się wygodnie na łóżku. Mój brat położył się obok mnie i oparł głowę o mój bark. Przez chwilę po prostu leżeliśmy i wpatrywaliśmy się w ekran telewizora.
-Wiesz, że Jay szuka tego mężczyzny?
Westchnęłam. Dobrze wiedziałam i miałam dość, że narażał się ponownie, z mojego powodu.
-Wiem-szepnęłam.
-Chciałem go jakoś oderwać od tego chorego pomysłu. Nigdy go nie znajdziemy.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się wdzięcznie.
-Dziękuję, ale on jest uparty jak diabli.
-Może ty go namówisz, huh?
-On myśli, że ja nic nie wiem.
Zaśmiał się.
-Przed tobą nie da się nic ukryć-spojrzał na moją koszulkę.-Zwłaszcza koszulki.
Zaśmialiśmy się obydwoje.
Jack Carter
Odebrałem zirytowany telefon.
-On tutaj jest, masz pięć minut-usłyszałem cichy szept i facet się rozłączył.
Najpierw nie miałem pojęcia kto to, ale potem przypomniałem sobie o sprzedawcy w sklepie z bronią. Uśmiechnąłem się szeroko, wsiadłem jak najszybciej do samochodu i pognałem ulicami Miami. Kiedy zaparkowałem przy sklepie wychodził jakiś ciemnowłosy mężczyzna, taki jak opisywał go sprzedawca. Facet rozglądał się na boki i ruszył do przodu. Spojrzałem przez szybę na moje współpracownika, który kiwał głową, dając mi znak, że to on kupił tą broń. Śledziłem go przez całą drogę. Ani trochę nie zdziwiłem się kiedy wszedł do wielkiego mieszkania, które należało do Klausa. Uśmiechnąłem się, mając przewagę. Wybrałem numer w telefonie i przyłożyłem go do ucha.
-Chłopaki mam go.
***
Musiałem czekać 10 minut na chłopaków. Zaparkowali dwa domy wcześniej, podszedłem do nich i przywitaliśmy się.
-Ten mężczyzna co kupił wtedy broń wszedł do tego domu-pokazałem na mieszkanie.
-Tam mieszka Klaus-odezwał się Logan.
-Więc wiemy kto za tym wszystkim stoi-odezwał się David.
-Musimy to jakoś spokojnie rozpracować, nie może teraz tak po prostu wpaść.
Zgodziłem się.
-Trzeba wymyślić dobry plan-powiedziałem.
***
-Co robiłeś dzisiaj?-zapytała.
Nie mogłem powiedzieć jej, że szukałem mężczyzny, który ją postrzelił, że on współpracuje z Klausem. Nie chciałem nawet, żeby cokolwiek wiedziała.
-Pomagałem mamie-wymigałem się.
-A ty?
Wtuliła się we mnie mocniej.
-Tata poleciał razem z Blanką do Rosji-wyszeptała.
-Nie długo znowu nas odwiedzi.
Podniosła się i oparła na łokciu. Spojrzała na mnie szukając kłamstwa czającego się w moich oczach.
-Jack, musimy porozmawiać-powiedziała poważnie.
Westchnąłem, przeczesując włosy palcami i szarpiąc końcówki.
-Cat...
-Proszę nie zaczynaj znowu, obiecałeś, że jak lepiej się poczuję to porozmawiamy o wyjeździe.
Była zła. Łatwo było ją doprowadzić do gniewu. Zwłaszcza po tych wszystkich tabletkach i godzinach w łóżku. Nie mogła nic robić, nie długo miała zacząć rehabilitację. która ma zamiar pomóc jej wrócić do "normalności".
-Nie mogę teraz wyjechać-powiedziałem wyczerpany.
-Bo szukasz tego mężczyzny?-podniosła brew pytająco.
-Wiesz, że nie...
-Nie kłam mnie do cholery!-krzyknęła.
Nienawidziłem słyszeć jak krzyczy przypominały mi się momenty kiedy została porwana i Ian ją ciął, jej błagający krzyk, albo kiedy ją postrzelono. Zamknąłem oczy próbując wyrzucić te wspomnienia z głowy, ale wspomnienia zostają z nami na zawsze, racja?
Caroline usiadła na łóżku szarpiąc nerwowo kołdrę.
-Błagam nie kłam-wyszeptała.
Widziałem jej ból, który lśnił w jej tęczówkach. Podniosłem się i dotknąłem jej polika, po którym poleciała samotna łza. Znów poczułem ból w sercu, przez to, że płakała, dodatkowo przeze mnie.
-Obiecuję, że kiedy skończę z nim, wyjedziemy z stąd.
-Chce teraz, Jack. Nie chce znowu, żebyś był skrzywdzony.
Pogłaskałem ją po poliku i pocałowałem jej wysuszone usta.
-Obiecałem ci, że na zawsze będę z tobą.
Westchnęła.
-Nienawidzę obietnic.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
-To ostatnia akcja i będę cały twój.
-Na zawsze?-zapytała nie pewnie.
-Na zawsze skarbie.
Pocałowałem ją.
____________________________________________
przepraszam za tak długą nieobecność.